Mama, tata i ja

Ja już nie mam do niego siły… jest taki złośliwy, zaczepny, skory do bójki z każdym i o wszystko… Mówić można do niego jak do pnia… Pięć razy to za mało: umyj zęby, odrabiaj lekcje, wyjdź z psem… Nie słyszy… po prostu nie słyszy… A jeśli coś mam dla niego, przybiega natychmiast. Tylko by brał… Uważa, że nic nie musi w zamian. A na dodatek niczego nie szanuje, za nic nie potrafi być wdzięczny. No i ten jego słomiany zapał…

Uff… wystarczy.

Zmęczona mama oczekuje pomocy. Liczy na uzdrawiające działanie terapeuty. Czy stanie się cud nagłej przemiany jedynaka? Wyczuwam w siedzącej naprzeciwko kobiecie osobę zdenerwowaną, oskarżającą – przeciwnika własnego dziecka …

I co dalej?

Mama – zgorzkniała, zniechęcona i bezradna. Wychowanie syna stanowi dla niej spory problem. Dziesięcioletni Adaś nie wykonuje poleceń, jest złośliwy. Tylko kto go tego nauczył? Chłopiec w rozmowie zwierza się, że mama go wyzywa, ośmiesza, zauważa wszystko, co mu się nie udaje. To zaś, co robi dobrze, uważa za normalne i nie widzi powodów do pochwał. Czasem mówi: „Tobie od pochwał rosną rogi…”.
Adaś jest zaczepny, skory do bójki – z każdym i o wszystko. Prawdopodobnie będzie agresywny, dopóki nie przestanie się bać reakcji ojca, kar, zakazów i gróźb. Dopóki mama będzie krzyczeć, szarpać, wyzywać i złorzeczyć…
Dziecko reaguje na stres agresją lub wycofaniem… Jedna i druga reakcja jest jego fizjologiczną obroną.
Przed czym i przed kim broni się Adaś? Komu „zawdzięcza, że mówi się do niego pięć razy? Kto na to pozwala?
Nikt nie rodzi się z umiejętnością życia w rodzinie, z umiejętnością serdecznego stosunku do ludzi, do świata, do siebie. Właściwych relacji z ludźmi uczą go mama i tata. I to uczą najefektywniej do 3 a potem do 6. roku życia. Już wtedy Adaś zaczął zdobywać wiedzę o tym, kim jest, co mu wolno i do jakich granic. Wtedy dowiedział się ile jest wart, co znaczy być kochanym i kochającym człowiekiem, co w jego rodzinie jest najważniejsze. Czy naprawdę się o tym dowiedział? Raczej nie. I to główna przyczyna rodzinnych nieporozumień.
Najbardziej kłopotliwe dla rodziców, z którymi się spotykam, są pytania o WARTOŚCI, w jakich wychowują swoje własne dzieci. Dlatego, spróbujcie Państwo dokończyć teraz zdania:

W mojej rodzinie najważniejsze wartości to: ……………………………….

Jako mama, konsekwentnie swoją postawą uczę moje dziecko: ………………………………….

Jako tata, konsekwentnie swoją postawą uczę moje dziecko: ………………………………….

Nie jest łatwo, prawda? Ale trzeba znać odpowiedzi. Znać, zweryfikować i wyraźnie zakomunikować je naszym dzieciom. Komunikować je jasno i wprost przede wszystkim własną, uważną postawą wobec wielkich i małych spraw tego świata. Bo nasze dzieci, choć niechętnie nas słuchają, to z ogromną dokładnością naśladują. Dlatego spróbujmy cierpliwie przyglądać się ich wadom. I odważnie przyjrzyjmy się w nich… jak w lustrze.

A teraz anegdota,która napisało życie…

Mama przyprowadziła do terapeuty swoje trzynastoletnie utrapienie… Wcześniej opisała jego dzikie pomysły i arcyniestosowne zachowania. Zakończyła długą wyliczankę słowami: „Już nie wiem, co robić, straciłam prawie nadzieję… Jest pan trzecim terapeutą… Żaden jak dotąd nie pomógł”.
„Upiorny Mareczek” usiadł z miną naprawdę umęczonego człowieka i powiedział: „wie pan co, ja mam już tego dość. Wloką mnie do różnych specjalistów, robią ze mnie głupka, a sami są nienormalni. Wiecznie się kłócą. Przeklinają! Obgadują rodzinę. Wyśmiewają wszystko i wszystkich. Niedobrze mi się robi, jak widzę ich na tych okropnych rodzinnych obiadkach. Jak patrzę na ich ulizane włoski i minki… Ale dobra, ja mam pomysł co robić. Ja po prostu powiem babci, co oni na nią gadają. Powiem dokładnie słowo w słowo. I niech się to raz wreszcie skończy, bo ja nie jestem kolorowym konikiem na karuzeli… Co to, to nie!”
Na zakończenie zadedykuję Państwu jedną z moich ulubionych złotych myśli Holdinga Cartera: „Są tylko dwie rzeczy, w które można wyposażyć własne dzieci: pierwszą są korzenie, a drugą – skrzydła”.

Elżbieta Wasiak-Kowalska

Artykuł ukazał się na łamach: Wychowawca 2/2008